Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


Virginia Woolf

Virginia Woolf

Pascal napisał: „Ludzie są tak nieodzownie szaleni, że nie być szalonym znaczyłoby być szalonym innym rodzajem szaleństwa”. Ale w powszechnej opinii, dla tych którzy mienią się  być normalnymi, mowa szaleńca, jest bełkotem – szaleniec przemawia językiem który nic nie znaczy, jego mowa nie jest mową tylko milczeniem. Lecz zdarza się, że to milczenie staje się krzykiem, krzykiem wydobywającym się z pustki i przeobrażającym się w najdoskonalszą formę języka – literaturę. Szaleństwo staje się więc figurą wszelkiej działalności literackiej, zaś pisarz – taki z prawdziwego zdarzenia – jest pierwszym wśród szalonych. 
 

Wirginia Wolf podobno cierpiała na schizofrenię, lub na powracającą przez całe jej życie depresje. Lecz za każdym razem, gdy po raz kolejny wydobywała się z tej pustki szaleństwa, zasiadała do pisania kolejnej książki, czyniąc materią swojej prozy własne życie.
 

"Szaleństwo jest przerażające - czytamy w liście do Ethel Smyth. - W jego lawie wciąż znajduję większość rzeczy, o których piszę".

Pierwsza próba samobójcza pisarki miała miejsce w 1904 roku. Po śmierci ojca. Virginię zaczęło dręczyć poczucie winy - zarzucała sobie, że nie okazała mu w wystarczający sposób jak bardzo go kocha, mimo że to ona pielęgnowała ojca w ostatnich dniach jego choroby. Poczucie winy zapewne spowodowane było również uczuciem wolności, jakie wraz  ze śmiercią jej ojca spłynęło na nią i jej siostry, jak również jawiącą się przed nią możliwością prowadzenia życia, o jakim zawsze skrycie marzyła, zamknięta w rodzinnym ciemnym domu i dusznej wiktoriańskiej atmosferze, w której nie do pomyślenia było aby kobieta decydowała sama o sobie, w atmosferze, w której wolność kobiety rozumiana była tylko w kategoriach zamążpójścia. Jest takie jedno zdanie skreślone jej dłonią, które pokazuje czego od życia pragnęła pisarka, przeczytajmy:

jedyne, co ważne na tym świecie, to muzyka i książki, i jeden czy dwa obrazy. Założę kolonię, gdzie nie będzie zawierania małżeństw"

Jak wiemy, mający miejsce w czasie po śmierci ojca skok z okna, nie okazał się być krokiem ostatecznym. Jednakże, zgonie z ówczesnym prawem nakazującym każdego niedoszłego samobójcę zamykać w zakładzie psychiatrycznym, Virginia spędziła w nim następne osiem miesięcy.

Druga próba samobójcza to 1913 rok, tym razem drogą do skończenia swojego życia były tabletki (Venoral). Poprzedzone to było kilkumiesięczną depresją – a zakończone ponownym zamknięciem w klinice, i tylko dzięki uporowi swojego męża Woolf nie została w zakładzie do końca swoich dni.
Można pokusić się o próbę odnalezienia w jej twórczości, która była zapisem najbardziej dociekliwej analizy najlżejszych drgnień ludzkiej duszy (także duszy samej autorki), jakieś wyjaśnienie, wskazówkę, choćby cień szansy na zrozumienie targającego nią „obłędu”. Słowo to nie jest naszym wyborem, to sama autorka często w swoich zapiskach, dzienniku czy listach często odwoływała się właśnie do obłędu. Znawcy jej dzieł natychmiast skojarzą to z postacią Septimusa Warrena-Smitha, bohatera powieści „Pani Dalloway”. Książka ta spotkała się z różnorodnymi opiniami krytyków i czytelników. Sama Wolf pisała o związanym z „Panią Dalloway” procesie twórczym tak: „Pisać trzeba z głębi uczucia, powiada Dostojewski. Czy ja pisze, z głębi uczucia? Czy też wytwarzam coś ze słów, które tak kocham? Nie, nie wydaje mi się. Na tę książkę mam aż nazbyt wiele pomysłów. Chce w niej zawrzeć życie i śmierć, zdrowie i szaleństwo; chcę dokonać krytyki systemu społecznego i pokazać, jak działa w swych najintensywniejszych przejawach...

Wracając do Septimusa - po traumatycznych przeżyciach na frontach pierwszej wojny światowej, gdzie zginął jego przyjaciel i zwierzchnik, nie może dojść do siebie. Pozostaje w stanie szoku, pozbawiony uczuć, dręczony poczuciem winy, że przeżył. Tym, co lekarze „przepisują” mu na dojście do siebie jest odpoczynek, odosobnienie od najbliższych. Wszechwiedzący lekarz, sława z ulicy Harley Street w Londynie (przyjmują tam, jeśli nie najlepsi, to najbardziej znani i najdrożsi lekarze), nie słucha Septimusa - sam wie, co dla niego najlepsze. Konflikt Septimusa z lekarzami to echo doświadczeń samej Virginii, cierpiącej z powodu ich aroganckiej wyższości. Coż bowiem bardziej irytuje niż osoby mówiące nam co dla nas dobre?

W tamtym czasie mogło się wydawać, że na drugiej (nieudanej) próbie samobójczej Virginii się skończyło. W międzyczasie, wiosną 1918 r. Virginii i Leonardowi zaproponowano wydanie "Ulissesa". Nie przyjęli go, oficjalnie - z powodu długości tego dzieła. Jednak po przeczytaniu pierwszych rozdziałów Virginia tak pisała do Lyttona Stracheya: "Nigdy nie czytałam takich bredni. Oczywiście, geniusz może zapłonąć na stronie 652, ale wątpię" (najzabawniejsze, że powszechnie przyczepia się jej etykietkę "Jamesa Joyce'a w spódnicy).

W piątek 28 marca 1941 r.  napisała w liście do siostry: "Tym razem poszłam zbyt daleko, żeby móc wrócić. Jest tak jak za pierwszym razem... słyszę głosy. (...) Walczyłam z tym, ale już dłużej nie mogę".

Do męża zaś skierowała słowa: "Najdroższy (...) Dałeś mi największe szczęście, jakie jest możliwe. Nie wydaje mi się, żeby mogło być dwoje szczęśliwszych ludzi, dopóki nie przyszła ta okropna choroba. Chcę Ci powiedzieć, że całe szczęście w życiu zawdzięczam Tobie. Byłeś dla mnie bezgranicznie cierpliwy i nieskończenie dobry. (...) Gdyby ktoś mógł mnie ocalić, byłbyś to Ty. Wszystko mnie opuściło, poza pewnością Twej dobroci. V.".

Ubrała się i poszła nad rzekę. Obciążyła kieszenie kamieniami i weszła do rzeki.

O jej twórczości najlepiej chyba mówią słowa, jakie po przeczytaniu powieści „Pani Dalloway” napisał do pisarki jeden z czytelników: "I oto dokonała pani tego – uchwyciła pani życie i umieściła je w książce...”

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech