Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


10 V 1933 - w Niemczech akcja palenia książek

10 V 1933 - w Niemczech akcja palenia książek

Hitlerowcy, budowę nowej epoki w dziejach ludzkości, rozpoczęli od wzniecenia stosu. Palili stare, kładąc podwaliny pod nowe. Przed gmachem opery berlińskiej płomienie trawiły świadectwa kultury, z którą Niemcy hitlerowskie nie chciały mieć nic wspólnego, którą chciały ze swojej pamięci, świadomości wyegzorcyzmować. Równym płomieniem paliły się więc książki Heinricha Manna, Ericha Marii Remarque’a i Siegmunda Freuda. Pisarze zaś i uczeni, których dzieła rzucano na stos opuszczali w pośpiechu kraj, w którym dla ich myśli nie było już miejsca.

Hitlerowcy nie byli pierwsi w swoim pomyśle wypalania ogniem niepożądanej myśli. Wyobraźnią sięgali w głąb wieków, do czasów Cesarstwa Rzymskiego, skąd zapożyczono wiele symboli, i pewnie posiedli także wiedzę o innym cesarstwie, chińskim, którego budowę Żołty cesarz Czeng rozpoczął także od wzniecenia olbrzymiego stosu, na którym spłonęły wszystkie księgi nieznajdujące się w cesarskiej bibliotece. To był rok 213 przed Chrystusem.
Czeng był władcą surowym i konsekwentnym; spalił nie tylko księgi, ale także żywcem tych, którzy wrzucenia swoich ksiąg do ognia odmówili. Być może ten akt był źródłem myśli Heinego, który miał napisać, że „tam, gdzie pali się książki, tam wkrótce dojdzie do palenia ludzi”.

Hitlerowcy, jak widać byli pojętnymi uczniami.

Palenie ksiąg to chyba jakiś uniwersalny "akt założycielski" (kiedy wznosi się fundamenty nowego świata) z jednej strony i niszczycielski (jeśli chce się wymazać z pamięci historycznej jakiś naród ) z drugiej, bo stosowali go i chrześcijanie paląc „pogańskie” dzieła i poganie (mahometanie), rzucając płomieniom na strawę dzieło umysłów niewiernych.

Do tej płomiennej historii rozdział dopisał też Stalin, który w 1944 roku próbował wysiedlić do Kazachstanu Czeczenów, zapalając przedtem w Groznym stos z napisanych przez nich książek.

Może być i tak, że światło tego ognia towarzyszyło Bułhakowowi piszącemu „Mistrza i Małgorzatę”, i wznieciło w nim myśl, o tym, że „rękopisy nie płoną”. Myśl, żyje w głowie i w sercu, i żeby ją stamtąd usunąć trzeba zmiażdżyć głowę, lub zatrzymać serce. Owszem, to także się udaje, ale może być tak, że zostaje jeden, któremu uda się głowę i serce ocalić i dobry ogień myśli pali się na nowo. Tak stało się przecież z wierszami Mandelsztama – przetrwały, wszystkie!, bo schronienie znalazły w pamięci żony poety, Nadieżdy Mandelsztam. Ta kobieta była żywą biblioteką przechowującą wiersze męża.

Groźniejsze od ognia palącego książki  może być więc zapomnienie o nich i obojętność na nie. Ale tu też nie powinniśmy pozostawać bez nadziei, wystarczy choćby jeden nieobojętny, jak w wierszu Herberta:

„cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca

i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Mia"

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech